Polska

Kowary – od zachwytu, przez zdziwienie do konsternacji

2021-09-02 11:21:24 redakcja@produkty-lokalne.pl

Pierwsze wrażenie jest najważniejsze mówi porzekadło i doskonale sprawdza się w przypadku Kowar. Chociaż te kolejne, już mniej pozytywne, trudno jednak zatrzeć, bo ciągle się zastanawiamy jak miasto turystyczne może w tak dziwny sposób realizować ideę przyciągania przyjezdnych.

fot. redakcja@produkty-lokalne.pl
fot. redakcja@produkty-lokalne.pl

Mowa o tych, którzy chcą zobaczyć coś więcej niż słynne sztolnie, o których napiszemy w przyszłości lub takich, którzy lubią poszwędać się po mieście. Owszem centrum Kowar zachwyca. Większość uroczych kamienic wzdłuż deptaku jest odnowiona. Sam trakt zachęca do, krótkiego, ale sprawiającego przyjemność spaceru. Sporo tu zieleni – drzew, krzewów, kwiatów na klombach i gazonach a uwagę przyciągają rzeźby. Jest to pozostałość z odbywających się w mieście od kilku lat plenerów.

W oczy rzucają się także pracownicy służb porządkowych, którzy w niedzielę i święto 15 sierpnia opróżniali kosze na śmieci. Chyba, że to przypadek, bo tego dnia odbywały się w mieście zawody sportowe i być może było to sprzątanie po wyścigu.

Idąc deptakiem przez centrum warto zboczyć z głównego traktu i jednym z wąskich, ale ciekawych przejść między kamienicami dojść do płynącej przez miasto niewielkiej Jedlicy. Koryto rzeki przecinają urocze, momentami ukwiecone mosty, co z w perspektywie tworzy niesamowity widok.

Starówką Kowary nas rozkochały więc było nam mało i postanowiliśmy iść dalej. Obietnica odkrycia kolejnych odnowionych z dbałością o detale i pięknie utrzymanych zakątków miasta wabiła jak magnez. Uzbrojeni w przewodniki po trzech trasach spacerowych ruszyliśmy przed siebie. Wybraliśmy typowo miejską, która dawała możliwość obejścia jeszcze kilku ulic, zobaczenia zabytków i spojrzenia na okolicę z niewielkiego wzniesienia.

Trasa niezbyt skomplikowana, tym bardziej dla osób regularnie chodzących po górskich szlakach. Z tym, że te najczęściej są oznakowane, a Kowary jak zachwycające w sercu tak im dalej od niego tym wzbudzały nasze coraz większe zdziwienie. Rozumiemy, że trudno odnowić wszystkie zabytki od razu i po drodze mijaliśmy czekającą na lepsze czasy stację kolejową, ale już oznakowanie jak poruszać się po wyznaczonych trasach wielkich nakładów raczej nie wymaga. Kolejne zaskoczenie to trasa wzdłuż dawnego sanatorium - obecnie w rękach prywatnych, ale także przypominającego raczej wysypisko niż uzdrowisko otoczone parkiem. Trudno się domyślić, że zbaczając z głównego traktu trzeba wejść na zaniedbaną i także pełną śmieci ścieżkę, która prowadzi „donikąd”. Według mapy do Wzgórza „Radziwiłłówki” z tym, że wychodząc z chaszczy trafia się na zarośniętą polanę i samemu trzeba wybrać, która z dzikich ścieżek wiedzie do opisywanego jako romantyczny park z XIX wieku. A wystarczyło kilka oznaczeń na drzewach lub zwykły drogowskaz.

Dlatego ten punkt pominęliśmy i przechodząc przez kowarskie podwórza postanowiliśmy wdrapać się na nowelką górę „Brzeźnik”, z której miał rozciągać się widok na Kowary i najwyższe grzbiety Karkonoszy. Spotkani w czasie niedzielnego odpoczynku mieszkańcy jednego z podwórzy nie potrafili nam powiedzieć, czy dobrze idziemy, bo nigdy o tym punkcie widokowym nie słyszeli, a jak zapewniali mieszkają w mieście od urodzenia. Trochę błądząc i próbując złapać kierunek postanowiliśmy wspomóc się nawigacją w telefonie. Przez kolejną ledwo majacząca wśród drzew ścieżkę zostaliśmy doprowadzeni do niewielkiej polany otoczonej ze wszystkich stron zielenią. Trudno było dostrzec zachwalany w widok.

Pozostało wrócić na Starówkę mijając po drodze kilka innych budzących ciekawość budynków, ale też bez opisów i informacji, dokowo należały w przeszłości i jaka jest ich obecna funkcja. Tak jak zaniedbana jest spora część miasta – kolejny raz przyznajemy, nie da zrobić się wszystkiego od razu – tak smutno ze ściany przy dawnej słynnej fabryce kowarskich dywanów odpada po kawałkach malunek chodnika z produkowanym tu wzorem.

Błądząc w poszukiwaniu kolejnych miejsc zachwytu lub konsternacji z zaniedbania trafiliśmy na ulice, która nas zdziwiła. Być może dlatego, że dawno nie mieliśmy okazji zobaczyć romskiej enklawy. Trafiliśmy na poobiednią biesiadę z muzyką i tańcami. I tu trzeba przyznać, że to też dodaje miastu kolorytu. Miastu z niezłym potencjałem i kilkoma wabikami jednak też miejscami pozostawionymi na łaskę losu.

Przeglądaj zasoby Produkty-lokalne.pl

OPINIE UŻYTKOWNIKÓW:

TE ARTYKUŁY MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ