Gastronomia
Retrospekcja, to nie miejsce, a stan ducha
"(...)Wychodzę z założenia, że jeśli coś ode mnie nie zależy, to uratuje mnie tylko spokój. Były momenty załamania i rozważałam zamknięcie Retrospekcji. Płacenie czynszu przy zerowych zarobkach nie było możliwe." O sile życzliwości i relacji, które naprawdę przenoszą góry opowiada Jolanta Otrębska, właścicielka warszawskiej klubokawiarni Retrospekcja.
Jak minął pierwszy dzień?
Wyszłam z Retrospekcji nad ranem (śmiech). Było super, przyszło wielu gości, bliższych i dalszych znajomych. Wreszcie rozbrzmiały dźwięki pianina.
Miała pani poczucie, że dzieje się drugie otwarcie ?
Nie, rzeczywistość zobowiązuje do ograniczeń. Jestem zaskoczona jak płynnie wszystko się działo, goście wpadali na chwilę, wychodzili, wracali, niesamowite wrażenie, że jest jak dawniej.
Goście bliscy pani sercu?
Retrospekcja jest miejscem, w którym łatwo nawiązać kontakt, zaprzyjaźnić się. Ludzi nie traktuję jak klientów, o wielu z nich mogę powiedzieć dobrzy znajomi.
Były obawy związane z narzuconymi ograniczeniami? Jak udało się przełożyć rządowe teorie na praktykę?
Do Retrospekcji przychodzą stali bywalcy. Większość z nich znam. Odnaleźli się w tej nowej rzeczywistości z maseczkami na twarzy i płynem do dezynfekcji. Wszystko działo się naturalnie, nowe reguły nie doskwierały. Obserwując można było pomyśleć, że świat wcale się nie zatrzymał.
Co teraz znaczy długo oczekiwany gość?
Dwa miesiące przestoju spowodowały, że więzi zacieśniły się jeszcze bardziej. Z wieloma miałam kontakt. Dopytywali jak sobie radzę, prosili abym nie odpuszczała. Gdy podesłali link do zrzutki
uwierzyłam, że wytrzymam ten trudny czas. Ktoś napisał nawet, że Retrospekcja to nie miejsce, a stan ducha. Nie wyobrażałam sobie zbiórki pieniędzy. Wiem jak wiele osób jest w potrzebie. Było mi
niezręcznie prosić o pomoc. Nosiłam się z zamiarem zamknięcia, lub sprzedaży Retrospekcji. Po wielu rozmowach, smsach, zrozumiałam jak bardzo to miejsce jest lubiane i bliskie wielu ludziom. Czują się w nim jak w domu. W zasadzie, to oni je stworzyli.
Skąd pomysł?
Pomysłodawcą jest mój syn, dziennikarz varsavianista. Zamarzyło mu się miejsce dla osób, które interesują się historią Warszawy. Przez wiele lat organizowaliśmy koncerty, spotkania z ciekawymi ludźmi, promocje książek i kultowy Retroring, czyli Varsavinistyczne Mistrzostwa Amatorów. Z czasem Piotr miał coraz mniej czasu i zostałam z tym sama. Nie mam tak rozległej wiedzy o Warszawie, więc kontynuacja jego działań w takim zakresie nie była możliwa. Z czasem tematy
warszawskie zastąpiła muzyka, wszystko dzieje się spontanicznie, często ktoś wchodzi, siada przy pianinie. Muzycy sami się zgłaszają. Robią próby, czy po prostu grają dla przyjemności. Czasem muzykujemy do rana.
Obserwowała pani zrzutkę?
To było coś niewiarygodnego. Przez trzy godziny udało się zebrać pięć i pół tysiąca.
Poczułam ogromną radość, jednocześnie pewnego rodzaju zobowiązanie. Pomyślałam, niech się dzieje co ma być. Za pieniądze nie kupię życzliwości jaką dostałam, nie kupię tych cudownych zdarzeń, rozmów do rana, prywatnych koncertów. Nie mogę zawieść moich młodych przyjaciół.
Retrospekcja jest mekką dla artystów?
Jest z całą pewnością miejscem, w którym młodzi ludzie mogą rozpocząć przygodę ze sceną, nabrać doświadczenia spotykając się z publicznością. Przyjazna atmosfera pomaga przełamać stres, a ja cieszę się ich sukcesem. Jest to miejsce wielu utalentowanych ludzi i nie tylko muzyków, czy aktorów. W Retrospekcji spotykają się członkowie Fanklubu Queen, organizując wiele imprez muzycznych.
Jak będzie pani wspominać te dwa miesiące?
Wychodzę z założenia, że jeśli coś ode mnie nie zależy, to uratuje mnie tylko spokój. Staram się nie martwić rzeczami na które nie mam wpływu. Przyznaję, że był moment załamania i rozważałam chęć
złożenia wypowiedzenia. Płacenie czynszu przy zerowych zarobkach nie było możliwe. Przemawiał rozsądek, nie chęć poddania się. Z tą myślą zadzwoniłam do syna. Odpowiedział, że wrócimy do rozmowy wieczorem.
I zaczęło się dziać?
Zrzutka, którą udostępniło prawie 900 osób, maile, telefony. Nie mogłam już zamknąć. Teraz planuję imprezę, która będzie podziękowaniem za dobroć, za pomoc, za troskę. Myślę, że przed nami wyjątkowe 10-te urodziny Retrospekcji.
Poniedziałek po zniesieniu obostrzeń również będzie pamiętny ?
Nie, pamiętać będę troskę i dobro, które słyszałam w każdym telefonie, w każdej udostępnianej wiadomości " Na ratunek Retrospekcji". Byłam zaskoczona skalą działań. Jestem na uboczu, daleko od ruchliwych turystycznych szlaków. Moim celem było stworzenie miejsca , w którym
wszyscy będą się dobrze czuć. Kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że Retrospekcja dostała wyróżnienie Orły Gastronomii. To są takie znaki, by działać dalej.
Co przyciąga? Miejsce czy pani charyzma?
Ludzie dobrze się tu czują, jak u siebie w domu. Nieraz śpiewają, tańczą, a ja patrzę na to z uśmiechem, często bawię się razem z nimi. Klimat Retrospekcji tworzą ludzie, cudowni, wspaniali ludzie.
Przestój bardzo się dłużył?
Ani trochę. Mam co robić-dużo czytam, w końcu znalazłam czas na Netflixa, robiłam długie rowerowe wycieczki. Nie szukałam nowego. Jestem usatysfakcjonowana tym co mam.
Zaskoczyła panią ludzka dobroć?
Nie, zaskoczył mnie zasięg. Przez te 10 lat poznałam mnóstwo dobrych, mądrych i zdolnych ludzi. Niektórzy, to stali bywalcy, prawie jak rodzina. Wiele osób poznało się w Retrospekcji, co zaowocowało wspólną pracą, przyjaźnią, a nawet małżeństwem. Jeden z moich młodych,
zdolnych przyjaciół napisał piosenkę o Retrospekcji, którą zamieścił na swojej płycie. Teraz powstaje słuchowisko, w którym zagrają aktorzy poznani w Retrospekcji. Bardzo zdolna malarka młodego pokolenia, sportretowała kilku bywalców. Jej dwa obrazy wiszą na ścianie.
Pani jest zawsze taką optymistką?
To chyba przychodzi z wiekiem. Chcąc coś osiągnąć musimy iść do przodu, mieć cel. Najważniejsza jest droga na której poznajemy ludzi, rozszerzamy wiedzę, czasem nasz cel ulega modyfikacji, a czasem się zupełnie zmienia. Marzenia się nie spełniają, trzeba je spełniać. Wierzę, że w życiu można osiągnąć bardzo dużo, ale do tego potrzebna jest praca, determinacja, wiara w sukces no i oczywiście pasja. Spełniajmy marzenia nie dla pieniędzy, pieniądze prędzej czy później przyjdą. Te dwa miesiące nie były dla mnie czasem sprawdzania, wiedziałam, że ludzie obok mnie są życzliwi, doświadczam tego na co dzień. Słowa obróciły się w czyny, które dodały skrzydeł. Proszę mi wierzyć, że
proszenie wymaga przełomu. Gdy pomagasz innym, robisz to też dla siebie, czujesz się lepszy. Proszenie w tak ciężkich czasach było bardzo trudną decyzją. Gdyby nie moi wspaniali synowie, odpuściła bym. To oni zorganizowali zrzutkę i powiedzieli "show must go on"
Przeglądaj zasoby Produkty-lokalne.pl